To już ostatnia część relacji z naszej majowej wycieczki do krajów bałtyckich. W dzisiejszym odcinku opowiem Wam o powrocie przez Łotwę, odpoczynku na łonie natury i jednej z najpopularniejszych atrakcji na Litwie. Dziś czytania jest mniej, ale myślę, że znajdziecie w tym tekście parę przydatnych ciekawostek.
Dzień 7: Powrót na Łotwę i odpoczynek w Siguldzie
Ponieważ nasze dni były wypełnione spacerami po brzegi, to jeden dzień na "powrotce" przeznaczyliśmy na relaks. Wybór padł na park narodowy Gauja na Łotwie, słynący z poprzecinanych przez rzekę o tej samej nazwie gęstych lasów, klifów z piaskowca i ruin średniowiecznych warowni.
Zanim więc oddaliśmy się odpoczynkowi na łonie dzikiej przyrody, zajechaliśmy do miejscowości Turaida, by obejrzeć tamtejszy zamek. Tak naprawdę przypomina on dziesiątki innych tego typu budowli w Europie, ale warto go odwiedzić ze względu na widok rozpościerający się z jego wieży. Wewnątrz samej budowli można podziwiać wątpliwe "pamiątki" po Armii Czerwonej - ściany baszty są obdrapane sięgającymi lat 50. inskrypcjami ludzi z najdalszych zakątków ZSRR. Nie ma to może wielkiej wartości historycznej, ale jest dobrym przypomnieniem, jak daleko sięgały kiedyś macki komunistów. Oprócz samej wieży, dla wytrawnych spacerowiczów do dyspozycji pozostają także park oraz zespół historycznych budynków wokół twierdzy.
Drugim przystankiem tego dnia było miasto Sigulda i położony w nim zamek, który niestety był zamknięty ze względu na trwającą renowację. Do zamku prowadzi jednak ścieżka przez park, w którym stoi "nowy zamek" (przypominający bardziej pałacyk), więc mieliśmy okazję nałapać trochę słońca i kroków na zegarkach.
Po zrobieniu szybkich zakupów udaliśmy się na zasłużony wypoczynek do Brūveri, małej osady na skraju lasu, w bliskiej odległości od rzeki i klifów. Na swoje potrzeby wynajęliśmy domek, który był wyposażony we wszystkie potrzebne narzędzia i, co najważniejsze, grilla! Czym w końcu byłaby majówka bez zjedzenia pieczonej kiełbaski? Pokrzepieni posiłkiem, zaczęliśmy przygotowywać się do naszego ostatniego dnia w krajach bałtyckich.
Dzień 8: Powrotny skok przez Litwę
Litwę podczas naszej wycieczki potraktowaliśmy nieco po macoszemu, ale mimo to znaleźliśmy chwilę, by odwiedzić jedną z największych atrakcji turystycznych w kraju - kompleks zamkowy w Trokach. O tej popularności niech świadczy fakt, że w pobliżu zamku trudno jest znaleźć miejsce parkingowe i sąsiednie uliczki pełne są naganiaczy zapraszających na swoje prywatne podwórka za "drobną" opłatą w wysokości 5 EUR. Nic to, przebijamy się jeszcze przez stoiska z pukawkami na korek i balonikami z Psim Patrolem i jesteśmy na wyspie, na której położony jest zamek.
Szczerze mówiąc, sama twierdza poza ładnym położeniem ma niewiele do zaoferowania. Wystawy w jej wnętrzu są dość ubogo opisane, a w wielu miejscach podpisy widnieją tylko w języku litewskim. Same eksponaty zaś przypominają zakurzone artefakty, które można znaleźć w muzeum narodowym. Brakuje tylko sędziwego pana w kapciach, siedzącego w rogu każdej sali. Nie było to najciekawsze muzeum, w którym byłem, ale sytuację ratowały ładne widoki na zewnątrz. Po krótkim spacerze po wyspie wróciliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę Suwałk.
Dzień 9: Powrót do Bydgoszczy i Twierdza Boyen
Ostatni dzień poświęciliśmy na powrót do domu i krótki postój w Giżycku. Odwiedziliśmy tam Twierdzę Boyen - ogromny zespół fortyfikacji wzniesionych w czasach pruskich. Kompleks poraża swoim rozmachem, ale poza kilkoma mniejszymi ekspozycjami niestety nie ma zbyt wiele do zaoferowania.
Widać, że obiekt potrzebuje doinwestowania - część zabudowań stoi pusta, pomieszczenia, do których można wejść, są pozbawione prądu, a część z nich służy jako składowiska rupieci. 17 zł za wstęp to wygórowana cena, ale liczę, że w przyszłości twierdza odzyska swój dawny blask. Była to ostatnia z atrakcji, jaką zobaczyliśmy podczas naszego wyjazdu. Wsiedliśmy więc do auta i przez pola kwitnącego rzepaku pognaliśmy do domu, Bydgoszczy.
Podsumowanie
Co zapamiętam z tego wyjazdu?
Ciszę i spokój. W każdym z tych trzech krajów miałem wrażenie, jakby czas płynął inaczej. Większość atrakcji turystycznych była wolna od tłumów i zgiełku znanego z wielu polskich miejscowości turystycznych.
Drogi proste jak drut. O kulisach podróży samochodem przez Litwę, Łotwę i Estonię przygotuję osobny wpis, ale warto tu odnotować, że wiele dróg w tych krajach jest patologicznie wręcz prostych. Nie wiem, z czego to wynika, ale polskie drogi wiecznie gdzieś zakręcają, a tutaj tymczasem zdarza się, że przejedziesz kilkanaście kilometrów bez poruszania kierownicą.

Ładnych widoków na lądzie jest tyle, że człowiek zapomina, że przez większość czasu jest nad Bałtykiem
Oszałamiającą przyrodę. Gęste lasy, meandrujące rzeki, bagna i torfowiska… Tutejsze parki narodowe są idealnym miejscem na wypoczynek na świeżym powietrzu i bardzo żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu, by bardziej je odkryć. Gdybym miał kiedyś dwa wolne tygodnie, to wziąłbym swój rower na pakę i wrócił tu, by zjeździć je wzdłuż i wszerz.























